Kompetencje przyszłości: dlaczego warto oduczyć się starych nawyków, by zacząć rozwijać nowe umiejętności?

utworzone przez | Emigracja

Każdy przypadek jest indywidualny, dlatego pamiętaj, że artykuły nie zastąpią terapii!
Jeśli potrzebujesz wsparcia zarezerwuj spotkanie tutaj!

Idźcie i oduczajcie się, bo tylko tak zaakceptujecie różnorodność

Ostatnio po raz kolejny usłyszałam, że wśród najważniejszych kompetencji XXI wieku jest umiejętność… oduczania się. 

I sama niejednokrotnie tego doświadczyłam, szczególnie będąc na emigracji. Na przykład, gdy żyłam w przekonaniu, że czytanie książek ma sens tylko, gdy można je fizycznie dotknąć i postawić na szafce. Nie żadne tam ebooki na kindlu! Przez to miesiącami nie czytałam nic, czekając, aż po raz kolejny wejdę do księgarni w Polsce i obkupię się na zapas. Gdy w końcu zaakceptowałam, że moje warunki i kontekst się zmienił i dałam szansę nowemu rozwiązaniu – jakież było moje zdziwienie, że szybciej i więcej książek kończyłam, używając czytnika niż kiedykolwiek wcześniej.

Zaczęłam więc przyglądać się przekonaniom otaczających mnie osób i moim własnym, tym które ukształtowały mnie za dzieciaka, a teraz przestały być aktualne. Tym wszystkim złotym myślom przekazywanym od dziada pradziada, aż po naszych rodziców. Dajmy na to pierwsze lepsze pytanie z ust ciotek o to „Czy masz chłopaka?”. Tak jak zawsze wywoływało u mnie ciary żenady, to teraz jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wszystko się we mnie buntuje, gdy słyszę je powtarzane gdzieś przy wigilijnym stole.

Bo przecież mogę mieć dziewczynę, chłopaka, dziewczynę i chłopaka, dwie dziewczyny, dwóch chłopaków, dziewczynę i wielu różnych chłopaków. Chłopaka i wiele różnych dziewczyn. I pewnie jeszcze bywać w pięciu różnych innych konfiguracjach, jakich mój umysł na ten moment nie jest nawet w stanie przewidzieć. Może zatem pytaniem na miarę naszych czasów byłoby zwyczajne: „Jak Twoje życie uczuciowe?” albo „Czy masz kogoś bliskiego Twojemu sercu” „Czy jesteś zakochana?” A nie klasyfikowanie wszystkiego i wrzucanie do jednego worka. Niezakładanie jednej prawidłowej odpowiedzi!

Przecież tradycyjny obraz rodziny ewoluował, nabrał wielu barw, a wizja dorosłego życia ulega nieustannemu przeformułowaniu. Może więc zamiast nadmiernie interesować się tym, kto z kim sypia i jak się urządził najwyższy czas abyśmy więcej uwagi poświęcali temu, kto z kim się lubi, kto z kim ma o czym rozmawiać. By nie powielać ciągle tego samego modelu dorosłości, który przepięknie ilustruje fragment Małego Księcia:

„Dorośli są zakochani w cyfrach. Jeżeli opowiadacie im o nowym przyjacielu, nigdy nie spytają o rzeczy najważniejsze. Nigdy nie usłyszycie: „Jaki jest dźwięk jego głosu? W co lubi się bawić? Czy zbiera motyle?” Oni spytają was: „Ile ma lat? Ilu ma braci? Ile waży? Ile zarabia jego ojciec?” Wówczas dopiero sądzą, że coś wiedzą o waszym przyjacielu.”.

Zwłaszcza że jako społeczeństwo, które zachłysnęło się kapitalistyczną niezależnością wciąż (może nieśmiało, ale jednak) zerkamy w stronę wspólnoty. Widzę to po rosnących liczbach organizowanych wyjazdów dla grup nieznających się wcześniej osób. Po sąsiedzkich inicjatywach tworzonych online, które zapewniają sprawny przepływ potrzebnych produktów codziennego użytku, mebli czy roślin za darmo. Na przykład w Szwecji już planuje się przebudowę mieszkań, tak, by można było na starość dzielić ze znajomymi wspólną przestrzeń. Nie zamykać się jedynie w swoim związku, próbując z osoby partnerskiej zrobić cały swój świat i w niej jednej pomieścić wszystkie swoje potrzeby.

Kultura zapierdolu, czyli normy i wymagania społeczne w pracy

Ale nie samymi relacjami człowiek żyje, chociaż ich analizowaniu najchętniej się oddaje. Świetnie widać jak zmienia się podejście pokoleń również do tematu pracy zawodowej i jaką wartością może być dla tego starszego oduczanie się wpojonych wcześniej przekonań. Ileż było artykułów prasowych narzekających najpierw na tych roszczeniowych millenialsów, potem na kompletnie rozwydrzone dzieciaki z genu Z, które domagają się egzekwowania podstawowych praw pracownika w miejscu pracy. No kompletnie zwariowali! Zdelegalizowanie niepłatnych nadgodzin, wydłużenie przerw, łączenie godzin w biurze z tymi spędzonymi w domu, partnerskie podejście do swoich przełożonych? Świat staje na głowie!

Długo funkcjonowaliśmy w poczuciu, że tylko ciężka praca popłaca. Że sukces to nie zasługa talentu, czy zdolności, ale krwi, potu i łez. No i o ile z tym ostatnim podejściem, przez niektórych nazywanym dyscypliną albo konsekwencją, można się zgodzić, tak cały konstrukt ciężkiej pracy powoli odchodzi do lamusa. Po pierwsze dlatego, że ważny jest ten czynnik losowy, odrobina tzw. szczęścia, przywilejów, szans na starcie. Po drugie dlatego, że jego miejsce zajmuje idea: work smart, not hard. W czasach, w których dostępne są tysiące narzędzi pomocniczych, czy usług wszelkiego rodzaju asystentek – postawa samowystarczalności i robienie wszystkiego na własną rękę po nocach – przestaje być jakąkolwiek cnotą czy wartością. Zamiast dokładać sobie kolejne półetatu wolimy uczyć się od innych ludzi jak dobrze się zorganizować, by mieć czas na hobby i inne przyjemności. Żeby zacząć w końcu dobrze się wysypiać, żeby nareszcie puścił nas ten nerwoból w plecach albo przestać tracić cierpliwość w kontakcie z najbliższymi.

Poza tym, oprócz określonych wyobrażeń o świecie poprzednie pokolenia przekazały nam także pewien sposób niewspierającego myślenia o nas samych. Doświadczeni wieloma traumami, jednocześnie całkowicie niewyposażeni w wiedzę o emocjach czy różnorodnych psychologicznych procesach nasi przodkowie nie umieli spojrzeć na siebie z szacunkiem i wyrozumiałością. Zakotwiczyło się w nich przeświadczenie, że w miejscu pracy są tylko biernymi wykonawcami zadań, którzy być może kiedyś dostąpią zaszczytu tj. docenienie ich wysiłków i starań.  

Stąd dzisiaj pokutuje w nas jeszcze postawa, widoczna zwłaszcza na rozmowach rekrutacyjnych, że to my jesteśmy jedyną stroną podlegającą szczegółowej analizie i ocenie. Zupełnie jakby nie liczyło się, jakie warunki jest w stanie zaoferować nam firma, czym może nas do siebie przekonać, jakie możliwości rozwoju przed nami otworzy. Boimy się zapytać o wynagrodzenie, dopytać o dokładny zakres naszych obowiązków – ogólnie skupiamy się na dobrej minie do złej gry zamiast na partnerskiej rozmowie jak równy z równym. A niestety najczęściej bywa tak, że firma daje od siebie założone minimum i nie zamierza nic z nim zrobić póki pracownik się nie upomni po więcej. To nie ona zadba o nasze potrzeby, nawet jeśli tak się wydaje – to my musimy o nich przypominać, żeby się zawodowo nie wypalić.

Przeczytaj też: Wypalenie zawodowe – przyczyny, objawy, leczenie

Pandemia – przyspieszony kurs nauki dostosowywania się

Myślę, że w kontekście zmieniania starych przyzwyczajeń i zyskiwania nowej, niespodziewanej perspektywy znakomicie zweryfikowała życie pandemia. Co jak co, ale sytuacja sanitarno-epidemiologiczna podczas COVID-a sprawiła, że wprowadzono rozwiązania logistyczne, o jakich filozofom się nie śniło. Nagle okazało się, że praca z domu to dla pracodawcy żaden problem wręcz przyjemność po jego stronie. A kursy i szkolenia, których dotychczas nie można było przeprowadzać w innej formule niż stacjonarnej bez uszczerbku na ich jakości, z dnia na dzień zostały idealnie zmodyfikowane, by nadawać się pod szeroką ofertę nauki online. 

Pomijając uszczerbek finansowy, psychiczny, (tu wpisz dowolne, ważne dla Ciebie, osobo czytająca ten tekst), jakiego doznaliśmy w wyniku sparaliżowanej na czas nieokreślony rzeczywistości i gospodarki, sporo osób zaznało dodatkowego rozczarowania. Wzrastając w poczuciu, że jeśli tylko będę się starała, przestrzegała zasad, skrupulatnie wypełniała zadania, przykładała się z całą mocą do osiągnięcia obranego celu na liście to tylko kwestia czasu, jak go odhaczę i nie tak zwyczajnie, po cichu, ale z co najmniej hucznym dźwiękiem strzelającego korka z szampana w ręce obok.

W tym podejściu zostało przewidziane wszystko, krok po kroku, oprócz tej ostatniej ewentualności, że mimo właściwego na dany moment postępowania w międzyczasie dookoła mogą zmienić się warunki. Zmodyfikować zasady gry. A zwycięzcą w niej okażą się nie ci, którzy potrafią zdecydować się na jeden, obrany cel – tylko ci, którzy nie mają problemu, by się przystosować i przysłowiowych pięciu srok za ogon złapać.

W procesie edukacji bardzo często kładziony był nacisk na specjalizowanie się w jednej dziedzinie, szlifowanie w jej obrębie charakterystycznych umiejętności. Coraz częściej jednak mówi się, że na liście wśród kompetencji XXI wieku wraz z oduczaniem się znajduje… gotowość do przekwalifikowania, przebranżowienia. A nawet niekiedy w przypadku wielkich firm: chęć relokacji. Rozpoczęcia swojego projektu życia gdzieś indziej, na nowo. Bycia elastycznym, gdy zewnętrzne czynniki tego wymagają. 

Elastyczność jako rdzeń cyfrowego stylu życia

W dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości już nawet niedawno powstały koncept Digital Nomada ewoluował o trzy wersje naprzód.

Pamiętam jeszcze czasy, kilka lat temu, kiedy praca zdalna na Bali owiana była mieszanką słodkiej tajemnicy, podziwu i luksusu, na jaki mogli sobie pozwolić tylko nieliczni. Decydujący się na ten sposób życie z reguły byli freelancerami mogącymi swoją pracę wykonywać z jakiejkolwiek części półkuli, w dowolnym momencie dnia, tygodnia czy miesiąca. Skupiali się na konkretnych zleceniach lub projektach często nie przynależąc do jednej firmy.

Dzisiaj coraz więcej pracodawców daje wolną rękę podwładnych pracującym na cały etat. Nie  wnikają, skąd się logujesz, ważne byś pojawiała się o określonej porze na meetingu. Co przełożyło się na nową jakość życia i podróżowania.

Obecni cyfrowi nomadzi coraz częściej nie wybierają egzotycznych zakątków, próbując przeżyć najbardziej szalone przygody, jakie się da, mieszkając w wieloosobowych dormach w hostelach. Wynajmują za to na dłuższy lub krótszy czas, mieszkania w danym mieście, co kilka miesięcy zmieniając kraj, do którego się udają. Prowadzą życie jak mieszkańcy danego miejsca, w którym się znaleźli z jedną drobną różnicą – nigdy nie planują tam zostawać na stałe. 

Nie kupują nowych mebli w Ikei i nie poświęcają za dużo czasu na staranne dekoracje, za to wspierają lokalną ekonomię jedzeniem w restauracjach i kupując rękodzieło. Mają świadomość, że każdy etap życia (podróży!) ma swój termin ważności i nie próbują z tym przemijaniem walczyć – akceptują to pewnie lepiej niż Ci z nas, którzy prowadzą osiadły tryb życia. Gdy przychodzi odpowiedni moment po prostu dokonują zmiany.

Decyzja życiowa, którą podejmują cyfrowi nomadzi świetnie ilustruje wysoce rozwiniętą umiejętność oduczania się przyjętych norm i zasad. Czarno-białych wytycznych, dotyczących tego, jak dorosłe życie powinno wyglądać.

W końcu odrzucają oni wizję zbudowania domu, zasadzenia drzewa, a i z płodzeniem syna niektórzy się wstrzymują (tak, bezdzietność z wyboru istnieje, a założenie, że wszyscy chcą mieć dzieci jest też tym, którego trzeba się oduczyć).

Co ciekawe, jako że można pragnąć dwóch rzeczy naraz, słyszy się również o cyfrowych nomadach, którzy wciąż potrzebują posiadać swoją bezpieczną bazę w jednym punkcie na ziemi. I, mimo że na co dzień nie chcą się w niej zakorzenić to inwestują swój czas i zasoby, by ją mimo wszystko stworzyć!

Przeczytaj też: Cyfrowi nomadzi – jak zadbać o kondycję psychiczną pracując zdalnie i podróżując?

Zdolność zmiany – radzenie sobie z wyzwaniami i stawianie czoła nowym problemom

Wśród wchodzącej na rynek sztucznej inteligencji, technologii, o jakiej słyszeliśmy tylko w Black Mirror, w wirtualnym świecie mnożących się społeczności, postępującej globalizacji i milionie innych procesów kulturowych, które dzieją się jednocześnie – tylko jedno jest pewne.

Zmiana. 

I aby być na nią gotową warto stopniowo odpuszczać bezpieczne, ale jednocześnie coraz bardziej ograniczające przez swoją nieaktualność schematy myślowe. Dać sobie szansę na poszerzenie perspektywy lub po raz pierwszy spojrzenie na dane zjawisko pod zupełnie innym kątem. Jak na wspomnianą we wstępie seksualność. Jak na otaczającą nas neuro różnorodność. Albo chociaż na te przeklęte feminatywy, które niektórym wciąż jeszcze podnoszą ciśnienie.

Jest to dla nas wszystkich w tych niepewnych czasach niemałe wyzwanie – nagle zmieniać zastane definicje, język, sposób postrzegania. Chcielibyśmy się móc poczuć bezpiecznie, mając do dyspozycji chociaż kilka stałych punktów. Ale jedyną stałą rzeczą jest zmiana. I aby wzrastać i móc się rozwijać – wyzwania są potrzebne i ważne.