Naturalna kolej rzeczy, na którą trudno się przygotować
Towarzyszy nam codziennie.
Jak osoba, którą każdego dnia widujemy na przystanku i która za każdym razem wsiada z nami do tego samego autobusu.
To naturalna część życia, którą obserwujemy w przemijających porach roku, stygnącej herbacie i zrzucającym futro dwa razy do roku psie, z którym dzielisz codzienność.
Temat w naszym życiu równie nieśmiertelny, co powszechny, który zawsze wywołuje wiele przeżyć.
Zmiana.
Pamiętasz, kiedy ostatnio było ci trudno coś zmienić?
Gdy zmiana była dla ciebie niemożliwym do wykonania, wielkim zadaniem, które spędzało ci sen z powiek i sprawiało, że prokastynujesz.
Mimo, że wiedział_ś, co musi się wydarzyć i co musisz zrobić.
Z czym powinn_ś się rozstać, a co powitać.
A mimo to nie mogł_ś wykonać kroku, jakby twoje nogi utknęły w zastygającym betonie?
Miesiącami nosząc w sobie uczucie niezgody, na to, że coś odchodzi.
Albo niechęć przed tym, co ma dopiero nadejść.
To uczucie towarzyszyło mi ostatnio, gdy sprzedawałam swój pierwszy w życiu samochód.
Nie było to byle jakie auto, a spełnienie moich hipisowskich marzeń.
Volkswagen T4 – klasyk, kamper w wersji dla spłukanych podróżniczek, król portugalskich plaż. Mój kompan codziennych spacerów z psem i cotygodniowych wycieczek nad ocean.
Samochód miał jednak swoje wady. Był w moim wieku i nieustannie sprawiał problemy. Sporo kosztowało mnie, by doprowadzić go do stanu użyteczności.
Od roku próbowałam znaleźć kogoś, kto kupi go, za tyle, ile jest wart (podliczając wszystkie naprawy..) i byłam już całym tym procesem zmęczona. Miesiące odpowiadania na wiadomości na olx i pokazywania go nieprzekonanym sprawiły, że zaczęłam poważnie rozważać obniżenie ceny poniżej oczekiwanej ceny, byleby tylko w końcu, zamknąć ten rozdział w moim życiu.
Dlatego tak mnie zaskoczył opór, który pojawił się we mnie – zaraz po tym, gdy któregoś popołudnia zadzwonił do mnie mężczyzna, który bez zająknięcia był gotów zapłacić pełną kwotę i odebrać auto tego samego dnia.
Zaczęłam wymyślać powody, dla których wcale nie powinnam sprzedawać samochodu! A gdy miał już nadejść moment transakcji, ostatecznego pożegnania się z blaszanym towarzyszem, ja po prostu nie czułam się na to pożegnanie gotowa.
Nie mogliśmy rozstać się tak “nagle”!
To, że dostałam w końcu dobrą ofertę zupełnie nie miało znaczenia, tak jak to, że o sprzedaży mówiłam wszystkim co najmniej od roku. Teoretycznie miałam sporo czasu, by się przygotować, ale dopóki nie znalazł się kupiec, moje ciało nie odbierało perspektywy sprzedaży auta na serio. Do tej pory była to jakaś odległa nieokreślona przyszłość, która dopiero teraz stała się realna.
W momencie, gdy rzeczy faktycznie zaczęły się dziać ja zaczęłam tę zmianę naprawdę procesować i przeżywać.
I chociaż przykład z samochodem może się wydawać trywialny, to jednak pokazuje jedną bardzo ważną prawdę.
Zmiana to temat dużo większy i bardziej skomplikowany, niż byśmy tego chcieli.
I pozwolę sobie dzisiaj podzielić się z Tobą kilkoma przemyśleniami, jakie mam na ten temat.
Proces nieustannego unicestwiania i stawania się
Czasem nawet najbardziej trywialne zmiany, mogą być o czymś dużo głębszym, niż nam się wydaje. Na pierwszy rzut oka, sprzedając samochód pożegnałam się jedynie z przedmiotem. Czymś, czym po prostu jeździłam sobie na wycieczki na plaże, żeby posurfować.
Ale przyglądając się temu trochę uważniej, pamiętając o tym, że mieszkam na portugalskiej wsi, gdzie o komunikacji miejskiej zapomnieli już najstarsi osadnicy, dostrzeżemy, że ten samochód był tak naprawdę czymś więcej. Czymś, co zapewniało mi autonomię i dawało możliwość załatwienia codziennych spraw, co pozwalało mi po prostu korzystać z życia.
Są zmiany, na które możemy się dobrze przygotować i takie, na które nigdy nie będziemy gotowi, nawet gdybyśmy mogli przeznaczyć na to kilka żyć.
Wtedy zmiana przychodzi do nas zdecydowanie zbyt wcześnie i zupełnie nie zależy od naszej woli. Jak nagła choroba bliskiej osoby lub śmierć – niemożliwy do zaakceptowania moment życia, w którym zmiana boli najbardziej.
Gdy zaczynamy stawać się czymś innym, niż byliśmy do tej pory.
Zmiana to zawsze dużo potężniejszy od nas proces przemiany. Jednoczesnego unicestwiania i urzeczywistniania. Daje nam nadzieję na nowe, ale też zmusza by zmierzyć się ze stratą. I z żałobą po tym, co tracimy.
Czasem jest to osoba, jakieś miejsce lub zwykły przedmiot.
Czasem jest to jakaś szansa, możliwość.
Czasem jest to codzienność i normalność.
A czasem tożsamość.
To zawsze podobny proces, który dotyczył wszystkich tych, którzy byli tu przed tobą i będzie dotyczył tych, którzy przyjdą po tobie. Naturalna kolej rzeczy, której nie sposób zatrzymać i można tylko pozwolić sobie płynąć z jej prądem.
A czasami po prostu bezwolnie spadać.
Myślimy wtedy, że byłoby łatwiej, gdybyśmy mieli nad nią choć trochę więcej kontroli. Mogli zrobić coś więcej, lub lepiej. Trochę jak z kręconymi włosami – jesteśmy przekonani o tym, że będziemy szczęśliwsi, mając włosy proste, czyli gdy będziemy mieli to, czego nie mamy.
Jest to jednak jedynie fantazja. Każda zmiana będzie trudna. Czasem po prostu będzie trudna z innych powodów.
I dlatego to zupełnie normalne, że niewiele rzeczy w ich obliczu jest nas w stanie pocieszyć. Czasem jedyną rzeczą, która jest w stanie nam wtedy pomóc, to upływający czas.
Przeczytaj też: Chcesz o tym pogadać? – o pomocy psychologicznej
Nieskończone potknięcia na spiralnych schodach
Filmowcy ze wzgórz otaczających Los Angeles lubią pokazywać nam na ekranach zmianę jako jedno, wyizolowane wydarzenie – ulotny moment na linii czasu. Sprawia to, że mamy zupełnie nierealistyczne oczekiwania wobec procesu zmiany.
Czy to w jaki sposób patrzysz na to, czym jest zmiana, wspiera cię w jej przeżywaniu?
Być może wierzysz w to, że najlepsza zmiana dla Ciebie to ta, która pójdzie dokładnie po twojej myśli. A może masz przekonanie dobra zmiana to taka, która przebiega gładko, a jeśli tak nie jest, to znak, że coś “nie jest nam pisane”? A może zmiana według ciebie to stworzony raz a porządnie plan i obrany kierunek, który nie przewiduje ciągłego poprawiania kursu?
Nie uważam, że postrzeganie procesu zmiany w ten sposób jest pomocne w zrozumieniu tego, co się tak naprawdę dzieje i posiadaniu dla siebie odrobinę więcej wyrozumiałości, co do tego, w jaki sposób to przeżywamy.
Mamy przecież różne zmiany i różne powody, które nas do nich popychają. Mamy też różne etapy, przez które przechodzimy podczas tych procesów.
Jest moment, gdy rozmyślamy i wahamy się. Moment, gdy zaczynamy próbować, by potem za jakiś czas się wycofać. Jest chwila, gdy skaczemy na głęboką wodę i czas, gdy wracamy do starych przyzwyczajeń.
Z każdym z tych etapów wiążą się też różne uczucia – od smutku i straty, przez lęk i niepewność, do radości, a nierzadko ulgi. Aby w sobie to wszystko pomieścić i nie rezygnować zbyt szybko, potrzebujemy patrzeć na zmianę jak na proces, który nie tylko nie jest liniowy, jak również nie jest nigdy skończony.
Rzadko kiedy mamy w swoim życiu momenty, w których wydarza się tylko jedna zmiana. Codziennie przecież uczymy się czegoś nowego i czegoś doświadczamy. Zmiany w naszym życiu są przenikającymi się procesami, które wzajemnie na siebie wpływają. Zmiana miejsca zamieszkania, wpływa na to, jakimi osobami się otaczamy, zmiana środowiska pracy na bardziej przyjazne, wpływa na to jak pewnie się czujemy w swojej profesjonalnej roli. W dodatku przeszłe porażki w przeprowadzaniu zmian (w równym stopniu co odniesione sukcesy) mogą wpływać na to, jak ostrożnie podejdziemy do kolejnych wyzwań.
Dla mnie zmiana to zbiór – wszystkich kroków i wydarzeń, które doprowadzają do innej rzeczywistości.
Jak spiralne schody.
Wdrapując się na ich szczyt odwiedzamy kolejne poziomy, ale zataczamy również koła, dlatego często czujemy się jakbyśmy nieustannie wracali do tego samego punktu, bo patrząc przez okno widok mamy znów na to samo. Ale to nieprawda. Jesteśmy po prostu na innym piętrze.
Zmiana to zbiór wszystkich kroków i wydarzeń, które doprowadzają do innej rzeczywistości – również tych, które były tylko spadaniem albo wracaniem do punktu wyjścia.
Najstraszniejszy moment to ruszyć w nieznane
Zmiany towarzyszą nam nieustannie. Od tych najmniejszych, gdy spóźnimy się na autobus i w wyniku tego cały dzień jesteśmy w biegu, do tych, które zmieniają bieg historii – naszej albo świata. A mimo to, tak bardzo staramy się ich unikać.
Możemy kroczyć w stronę spełnienia naszych największych marzeń. Odchodzić z najgorszego miejsca, w jakim dotychczas się znaleźliśmy. Posiąść całą wiedzę o tym, jak przebiega proces zmiany, przygotować się do niego najlepiej jak potrafimy i mieć cały zastęp ludzi, którzy będą nam kibicować. A i tak możemy zmagać się miesiącami z tym, by wykonać pierwszy krok ku czemuś innemu niż to, co towarzyszyło nam dotychczas.
Dlaczego czasem wolimy nieustannie powtarzać sobie, to co już o sobie wiemy, niż zauważyć, że jakaś prawda o nas się przeterminowała i musimy zacząć zastanawiać się, co to właściwie znaczy być mną?
Bo wprowadzanie zmian nieuchronnie łączy się z niepewnością i lękiem przed tym, co będzie dalej.
Nie lubimy nie wiedzieć, co kryje się za zakrętem. Bać się, że droga, którą obieramy wcale nie będzie lepsza od tej, którą już przebyliśmy. Zastanawiać się, czy robimy dobrze, stawiając stopy inaczej niż dotychczas. Robimy, prawda?
Z tematem lęku przed dokonywaniem zmian spotykam się każdego dnia. Siada obok mnie na fotelu, gdy przyjmuję klientów w moim psychologicznym gabinecie. Dotyczy on przede wszystkim zmian w życiu moich osób klienckich, ale również mnie – mojego własnego rozwoju jako psycholożki i człowieka.
Także, jeśli czujesz się osamotnion_ w swojej zmianie, uwierz mi: nie wiem, czy istnieje na świecie osoba, której nie przeraża stanie na rozdrożu i zastanawianie się, co kryje się za zakrętem.
Przeczytaj też: Fobia – czym są zaburzenia lękowe i jak sobie z nimi radzić?
Sztuka zachowania cierpliwości, gdy wali się świat
Czas na zawsze związany jest ze zmianą.
Istnieje przestrzeń pomiędzy tym momentem, gdy porzucamy znajomą ścieżkę, a chwilą, gdy wyruszamy w nieznane. To te minuty, godziny lub lata, podczas których liczymy plusy i minusy. Gdy stoimy w rozkroku – pomiędzy tym, co jest, a tym, co może być. Dłuższa chwila, którą spędzamy zawieszeni w niebycie i niewiadomej zastanawiając się “Czego my tak właściwie chcemy?”
Trudno nam, gdy zmiana ciągnie się niemiłosiernie i zajmuje dużo dłużej niż byśmy chcieli. Etapy mnożą się w nieskończoność, a my nie możemy zaznać spokoju.
Dlatego pospieszamy się. Pytamy innych o radę. Porównujemy się do nich, zastanawiając czy chcemy tego, co mają oni. Poganiamy się w tym, by dojść już do jakiegoś sensownego wniosku, zamiast ciągle się zastanawiać.
Ale zmiana nie wydarza się w mgnieniu oka.
Czasem nie orientujemy się, kiedy coś się zmieniło i z zaskoczeniem odkrywamy, że rzeczywistość wygląda inaczej, niż ta, którą zapamiętaliśmy, ale to dlatego, że nie zauważyliśmy, w którym momencie linia czasu naszego życia skręciła w zupełnie innym kierunku niż dotychczas.
Rzadko kiedy wykonujemy skok kwantowy z dnia na dzień, rewolucjonizując swoje życie w przeciągu tygodnia. Zwykle okazuje się, że tę decyzję tak naprawdę rozważaliśmy przez ostatnich kilka miesięcy lub dłużej.
Zmiana to właśnie te skrupulatnie skapujące krople goryczy, które w końcu przelewają czarę, sprawiając, że to, co niegdyś znajome staje się jedynie wspomnieniem.
Będąc w tym procesie, możemy jedynie działać, pamiętając, że czas i tak upłynie.
Przeczytaj też: Terapia online – rodzaje, przebieg, zasady
Poszukiwanie nadziei w tym, co trudne
Nie pomyl wprowadzania zmiany z ucieczką przed tym, co niekomfortowe.
Palenie za sobą mostów bywa zbyt łatwe, szczególnie jeśli raz za razem w swoim życiu przekonywaliśmy się o tym, że nasze działania nic nie zmieniają. Nauczyliśmy się, że jesteśmy bezradni.
Naprawianie czegoś co popsute to ciężka praca. I wymaga znoszenia sporego dyskomfortu.
To trudne, dlatego czasami zmiana wydaje się nam niemożliwa. I czasem taka właśnie jest. Ale często jest również tak, że nie doceniamy swoich możliwości i po prostu się boimy. Albo jesteśmy bardzo, bardzo zmęczeni.
Czasami, by pracować nad swoją zmianą i aktywnie stawiać jej wyzwaniom czoła potrzebujemy nie być w tym procesie sami. Ale to nie znaczy, że jesteśmy słabi.
Nie ma nic złego w tym, że chcemy mieć po swojej stronie kogoś, kto wysłucha naszego utyskiwania na przeszkody, które napotykamy na swojej drodze. Kto będzie wraz z nami miał nadzieję, na to, że nam się uda i całym sercem wierzył w nasze możliwości.
Możemy przeżywać zmiany jako kolektywne doświadczenie, z którym mierzy się każdy z nas. I w którym wzajemnie możemy sobie towarzyszyć.
Zaproponuj komuś, że wesprzesz go w zmienianiu tego, co trudne.
Albo poproś o wsparcie dla siebie.
Zasługujesz na to. Nie musisz mierzyć się z tym sam_.
A jeśli nie wiesz, gdzie zacząć, możesz mi napisać o tym, co stoi na drodze do Twojej zmiany – na pewno odpowiem.
Ćwiczenie na dziś
Żeby móc coś stworzyć, trzeba najpierw sobie to wymarzyć
Zwykle, gdy pragniemy zmian, myślimy o ich efekcie – o tym co będzie po tym, gdy w końcu coś się zmieni. Marzenie o naszej innej przyszłości to bardzo ważny etap przygotowania do zmiany. Wyobrażanie sobie tego, co może być inaczej, sprawia, że staje się to możliwe. To pierwszy krok.
Pomyśl o swoich życiowych doświadczeniach, które zanim się wydarzyły istniały tylko w twojej wyobraźni. Zapewne nie wszystko potoczyło się zgodnie z tym, co sobie wyobrażał_ś, ale prawdopodobnie bez tej pierwotnej idei, pomysłu na to, co może być inaczej, nic nowego nie mogłoby się wydarzyć. Mogłoby ci zabraknąć jasno wytyczonego kierunku, motywacji lub wytrwałości w pokonywaniu przeciwności na drodze do tego marzenia.
Wyobrażanie sobie tego, co mogłoby być zamiast tego, co jest pozwala nam dotrzeć do tego, czego naprawdę pragniemy. Chęć zmiany to często tak naprawdę tęsknota, brak lub ból. Poznanie źródła tych uczuć prowadzi nas nie tylko ku nowemu ale również ku samym sobie.
Daj sobie dzisiaj chwilę na to, by zapytać siebie co stoi za Twoim pragnieniem zmian.